Klub Wodny Żabi Kruk

Stowarzyszenie Kultury Fizycznej "Klub Wodny Żabi Kruk" aktualnie zrzesza około 40 osób. Jest członkiem Polskiego Związku Kajakowego. Działalność statutowa gdańskiego klubu ma charakter NON-PROFIT i obejmuje wspieranie i upowszechnianie kultury fizycznej i sportu. Przejawia się ona w nauce i doskonaleniu umiejętności pływania kajakiem każdego typu. Pływamy po wodach nizinnych i górskich. Kajakarzy z Żabiego Kruka można także spotkać na morskich wodach Zatoki Gdańskiej.

Ponadto na przystani klubu można skorzystać z usług wypożyczalni kajaków i zobaczyć Gdańsk z kajaka. 

Piława   3 - 7 VIII 2009 r.

Tradycyjnie, jak co roku, grupa przyjaciół wraz z rodzinami, znajomymi, psami oraz sporym dobytkiem postanowiła spędzić wakacyjną włóczęgę w kajaku.
"Piława uznawana jest za jedną z najpiękniejszych rzek Polski. Jest szlakiem łatwym, urozmaiconym i bardzo malowniczym, szczególnie polecanym osobom płynącym po raz pierwszy. W górnym biegu przepływa przez osiem przepięknych jezior, w środkowym wzdłuż rzeki ciągną się pozostałości umocnień Wału Pomorskiego. Na całej długości rzeka płynie wśród lasów, które dodają jej uroku i tajemniczości. Do początku lat dziewięćdziesiątych był to szlak sporadycznie odwiedzany przez turystów z uwagi na sąsiedztwo poligonu i bazy Armii Radzieckiej w Bornem Sulinowie. Dzisiaj możliwość zwiedzenia miasta i miejsc niedostępnych przez kilkadziesiąt lat dla Polaków jest dodatkową atrakcją spływu." (zaczerpnięte z www.szuwary.pl)


Trasa (proponowana na 6 dni)
1. dzień: Łubowo - Borne Sulinowo - 15 km
2. dzień: Borne Sulinowo - Zalew Nadarzycki - 24km  
3. dzień: Zalew Nadarzycki - Zdbice - 15km
4. dzień: Zdbice - Głowaczewo - 15km
5. dzień: Głowaczewo - Zabrodzie - 17km
6. dzień: Zabrodzie - Krępsko - 15km

Taka porcja informacji zainteresowała by każdego, więc w naszych planach urlopowych nie mogło zabraknąć tego spływu Piławą !
Od piątku 31 lipca do poniedziałku 3 sierpnia, do Łubowa na pole namiotowe nad Jeziorem Łubicko, zaczęły zjeżdżać kolejne grupy uczestników.  I tak oczywiście nadjechała grupa z Bydgoszczy z komandorem spływu na czele. Niczym pospolite ruszenie nadciągały kolejne: grupa poznańska, grupa szczecińska, warszawska, grudziądzka, gdańska, oraz pojedynczy obywatele Europy. Radosnym powitaniom, uściskom, nocnym opowieściom i śpiewom, nie było końca. Uroczystości powitalne dobiegły finału w poniedziałek rano, kiedy to nastąpiły pierwsze ruchy logistyczne związane z płynięciem. Przyjechały kajaki, na brzegu jeziora pojawiło się ponad 20 kajaków i miały przyjechać następne! Szykował się spory spływ.  Niestety zaczęła psuć się pogoda. Nadciągnęły chmury i zaczęły padać pierwsze kropelki deszczu. Samochody zostały odwiezione na parking, wszyscy zapakowali i zwodowali swoje kajaki. Ruszyliśmy. Deszcz siąpił coraz bardziej. Trasa wiodła jeziorami. Minęliśmy Jezioro Łubicko Wielkie i Jezioro Brody. Deszcz zamienił się w ulewę. Próbowaliśmy przeczekać, ale ten plan się nie sprawdził, ponieważ robiło się późno, deszcz kapał nieustannie, a na niebie nie widać było ani jednego jaśniejszego skrawka. Natura wystawiła nas na sporą próbę. Było już dość późne popołudnie, więc mimo wszystko należało dotrzeć na miejsce kolejnego biwaku. Trzeba było porzucić chwilowe przystanie, chwycić za wiosła i mimo warunków dopłynąć do celu.  Na szczęście było dość ciepło. Zrezygnowaliśmy z dopłynięcia do Bornego Sulinowa (może uda się w drodze powrotnej po zakończeniu spływu).  Przemoczeni pokonaliśmy Jezioro Pile i dotarliśmy do ujścia rzeki Piławy na upragniony biwak. Niestety nadal padało i rozbijanie biwaku odbywało się w deszczu. Nie wszystkim udało się za dnia dotrzeć na nocleg. Z drobnym opóźnieniem dotarli także i Ci, którzy mieli po drodze przygody. Zdarzyły się wywrotki, zarówno takie "zwykłe" przy brzegu jak i te bardziej niebezpieczne na środku jeziora, związane z zatopieniem części bagażu i długim przebywaniem w zimnej wodzie. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i wszyscy bezpiecznie znaleźli się na biwaku. Mimo mokrego chrustu udało się nawet rozpalić ognisko. Niebo nadal było zasnute chmurami - nie widać było ani jednej gwiazdy. Poszliśmy spać z nadzieją, że w nocy pojawi się wiatr i rozgoni te chmury, aby jutro mogło nas przywitać piękne słoneczko.
Niestety rano, to nie słoneczko nas przywitało, lecz wiatr i zachmurzone niebo. Przyroda wystawiała nas na dalszą próbę. Z nadzieją, że wiatr przepędzi chmury, wysuszyliśmy co się dało, zwinęliśmy biwak i popłynęliśmy dalej. Płynęliśmy rzeką Piławą, która stała się tu podejrzanie płytka i było trochę szurania po dnie, ale po chwili wpłynęliśmy na Jezioro Dołgie. Jezioro zgodnie ze swoja nazwą było bardzo długie i bardziej przypominało szeroko rozlaną rzekę. Płynęło się długo i żmudnie. Pogoda nas nie rozpieszczała, było mokro i chłodno. Raz po raz pojawiały się mostki i kładki, które pokonywaliśmy z większym lub mniejszym trudem. Za Starowicami wpłynęliśmy w wodny labirynt Zalewów Nadarzyckich. Gdyby nie tabliczki wskazujące szlak,  mogłoby być trudno odnaleźć właściwą drogę. Przyroda jest tu wspaniała, niestety warunki pogodowe nie sprzyjają jej podziwianiu. Zalewy Nadarzyckie są naturalną ostoją bobrów, wydr i ptactwa wodnego. Na suchych drzewach widać jasne ślady to znak, że można spotkać tu kormorany. W trzcinach kryją się łabędzie rodziny z małymi. Na wodzie kwitną białe grzybienie znane jako nenufary i  grążele żółte. Wpłynęliśmy w okolice pozostałości Wału Pomorskiego, który kiedyś stanowił 275 km ciąg umocnień wojskowych.  Zaczęliśmy rozglądać się za biwakiem. Były dwie opcje: duże pole biwakowe nad Jeziorem Berlińskim lub mniejsze pole tuż obok elektrowni (przy jutrzejszej przenosce). Deszcz jakby zelżał, chmury zaczęły się rozstępować. Wieczorem, naszym oczom ukazał się nawet fragment zachodzącego słońca. Tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy dzień z nadzieją na suchą i ciepłą pogodę jutrzejszego ranka.
I stało się! Rano powitało nas słońce. Wczesnym przedpołudniem zaczęło nawet przygrzewać, tak, że musieliśmy odszukać na dnie bagaży kremy ochronne do opalania! Zmagania z niepogodą zakończyły się. Wyruszyliśmy w dalszą drogę. Przed Nadarzycami natknęliśmy się na  półmetrowy próg w rzece, który był pozostałością po zniszczonym jazie. Przewodniki zalecają przeniesienie kajaków, ale my postanowiliśmy spłynąć tę przeszkodę. Dysponowaliśmy dobrymi polietylenowymi kajakami, więc dlaczego by nie spróbować? No i udało się. Większość kajaków pokonała przeszkodę bez wywrotki. Niektórym nalało się trochę wody,  były przypadki zawiśnięcia, ale woda była płytka i przy aplauzie kibicujących udało się bezpiecznie wpłynąć w kolejny odcinek Piławy. Rzeka była tu piękna. Prowadziła nas krętymi meandrami przez leśne uroczyska z dala od ludzkich osad. Można spotkać tu zimorodki, a przy większym szczęściu zobaczyć przemykającą sarnę. Gdzieniegdzie w nurcie znajdowały się przeszkody w postaci zwalonych drzew i kamieni. Sądząc po śladach, niektóre zwalone drzewa były dziełem bobrów. Dzięki pięknej pogodzie humory dopisywały. Dopłynęliśmy na duże pole namiotowe w Zdbicach. Wieczorem po nieśmiałym strojeniu gitar rozpoczęło się śpiewanie. Wśród starszych atmosfera była zdecydowanie biesiadna, natomiast młodzież postawiła na bardziej ambitny repertuar. Nikomu nie chciało się spać - to pewnie przez księżyc, który był w pełni i mocno oświetlał pole namiotowe. Do późna w nocy słychać było śpiewy i rozmowy.
Rano obudziło nas ciepłe słońce. Wszyscy korzystali z pogody. Niespieszny poranek zamienił się w plażę: opalanie, kąpiele i wygrzewanie się na słoneczku. Pełnia radości i wypoczynku. Dziś nie trzeba się spieszyć, bo rzeka sama będzie niosła kajaki. I tak było. Wyruszyliśmy prawie około południa. Nurt wody niósł nas przez łąki i tereny leśne. Do Szwecji (wsi założonej w XVI w i nazwanej tak na pamiątkę bohaterskiego oporu mieszkańców podczas Potopu Szwedzkiego) rzeka była wyjątkowo malownicza. Za wsią, stała się jeszcze ciekawsza ponieważ w nurcie gdzieniegdzie pojawiały się przeszkody w postaci zwalonych drzew i kamieni. Ale dla nas nie stanowiło to problemu lecz urozmaicenie malowniczej trasy. Z zadowoleniem dopływamy do finału dzisiejszego etapu na biwak do Głowaczewa. Krzątamy się tradycyjnie: rozbijamy biwak, gotujemy, spokojnie jemy kolację. Aż tu nagle na niebie rozbłysły dziwne światła, które ewidentnie nie są samolotem, ani helikopterem i tkwią w jednym miejscu wywołując spore poruszenie obserwatorów. Oczywiście powstaje kilka naukowych teorii, ale i tak pierwsze skojarzenie to UFO. Zjawisko trwa kilkanaście minut i udaje nam się uzgodnić oficjalną wersję, że to nowoczesne oświetlenie znajdującego się w okolicy wojskowego poligonu. W tej sytuacji koniecznie należy odnaleźć się w nowo odkrytej rzeczywistości, nad nami lata UFO ... jednak nie jesteśmy sami...? Dalsza część wieczoru zapowiada się równie ciekawie gdyż trwają próby przed artystycznymi elementami ogniska. Było artystycznie, nostalgicznie i balladowo. Pięknie -znów trąciło metafizyką (tym razem z powodu poezji).
Następnego dnia od rana przygrzewało słoneczko. Po dwóch pierwszych mokrych i zimnych dniach potrafiliśmy to docenić. Dość sprawnie zwinęliśmy biwak (w końcu nabraliśmy doświadczenia) i spłynęliśmy na ostatni już etap naszego spływu. Zrobiło się sielankowo. Otaczała nas piękna przyroda. Rzeka prowadziła przez malownicze łąki i obszary leśne. Nad kokpitem kajaka fruwały ważki. Czasem nawet podjeżdżały sobie kawałek takim 'stopem'. W zupełnej symbiozie z naturą można było całkowicie zanurzyć się w jej kontemplacji, rozważając filozoficzne wątki ubrane w słowa przez Andrzeja Poniedzielskiego :
" To może być prawdą
Choć może banałem to nazwą
Bo, rzeczywiście
- zakrawa na senny majak
To mianowicie, że życie-
Życie - to kajak

I latem
To płynie się tym kajakiem
Jest ciepło, tu brzęczy, tam lata
Haber się w kąkol zaplata
Się płynie
Się sączy z owoców i kłączy
Się chłonie co się nawinie
- darmowa natury oświata"

W błogim nastroju wylądowaliśmy w Krępsku. Po rozbiciu biwaku rozpoczęło się planowanie działań logistycznych kończących spływ oraz przyprowadzanie samochodów. Księżyc nadal był prawie w pełni więc na biwaku było jasno i nie dało się spać. Tradycyjnie wieczorem spotkaliśmy się przy ognisku. Na początku próbowaliśmy zintegrować się ze studentami, których spotkaliśmy na tym noclegu, ale integracja udała się dość umiarkowanie. Wieczór zakończył się w naszym gronie przy śpiewie licznych piosenek turystycznych, nieoczekiwanie odnalezionych w starym śpiewniku Józefa.
Od rana rozpoczęły się pożegnania i wyjazdy. Ten spływ można zaliczyć do udanych.  Było wszystko co powinno być na letnim spływie:  ładna i dość łatwa rzeka, świetne towarzystwo, dobra pogoda (mimo pierwszych dni, które z czasem i tak będziemy mile wspominać). Na pewno każdy przywiózł do domu wspomnienie letniej przygody.

J. Frankowska

Klub Wodny Żabi Kruk Gdańsk - czyli Kajaki w Trójmieście.

tel.: 58 305 73 10
email: biuro@zabikruk.pl